Salve!

Witam Cię serdecznie i zapraszam do ponownych odwiedzin.

sobota, 9 sierpnia 2014

Myślałam (pewnie dlatego), że To przychodzi nie wiadomo skąd, może znikąd i odchodzi niestety, nie wiadomo dlaczego, znika. Nie ma potrzeby mówienia, ale powiem: To nie przychodzi, nie odchodzi, nie znika. To Jest. Nieporuszone, wieczne, Źródło. Jak jest się świadomym Tego, to się jest świadomym.

napisałam po wielu dniach.
w tej chwili jest ...nic

środa, 24 sierpnia 2011

Gāyatrī Mantra



o bhūr bhuvaḥ svaḥ
tat savitur vareṇyaṃ
bhargo devasya dhīmahi
dhiyo yo naḥ pracodayāt



środa, 17 sierpnia 2011

Podziękowanie



od piątku 12 sierpnia, do poniedziałku 15 sierpnia 2011 w Krakowie odbywał się Satsang z Mooji. Mogłam uczestniczyć w nim, to znaczy raczej - zobaczyć, poprzez internet.

Dziękuję Mooji.

Czasem bardzo ciężko jest być wdzięczną za trudne doświadczenia, ale to najlepsze co możemy wtedy zrobić. Czasem może się zdarzyć, że to jedyna rzecz, którą w takiej chwili możemy zrobić.


niedziela, 10 lipca 2011

Pieśń wieczorna

Wszystkie nasze dzienne sprawy
Przyjm litośnie, Boże prawy!
A gdy będziem zasypiali,
Niech Cię nawet sen nasz chwali.

Twoje oczy obrócone
Dzień i noc patrzą w tę stronę,
Gdzie niedołężność człowieka
Twojego ratunku czeka.

Odwracaj nocne przygody,
Od wszelakiej broń nas szkody,
Miej nas wiecznie w Twojej pieczy,
Stróżu i Sędzio człowieczy!
autor: Franciszek Karpiński

Wracam wieczorem do domu. Na tle liliowego zachodniego nieba moja przyjaciółka Lipa kiwa do mnie gałązkami. Idę w jej stronę. Głaszczę ciepły pień. Na północnym niebie potężne zwały ciemnych chmur wznoszą się tuż nad ziemią, wyglądają jak górskie zbocza. Na wschodzie Miasto zastanawia się, czy już czas układać się do snu. Na południowym niebie wisi mój braciszek Księżyc, już po pierwszej kwadrze, zmierza do pełni. Świeci tuż nad dachem mojego domu. Nocne owady zaczynają zbierać się gromadnie do nocnych lotów. Nad nimi krążą jaskółki, wysoko, na pogodę. Dziękuję ci piękny świecie. Dobranoc.

wtorek, 5 lipca 2011

Co za charrrakter!


„Bardzo wielu ludzi zapala się do pracy nad własnym charakterem, ale nie widząc namacalnych skutków zniechęca się do niej szybko i przerywa metodyczne samowychowanie. Trzeba więc zwrócić uwagę, że owe namacalne skutki widoczne się stają zazwyczaj dopiero po długim czasie. Na początku nie widać ich wcale, a bywa nawet, że mimo pracy pozornie cofamy się. Należy wówczas pamiętać, że cnota, zanim przejdzie do stanu kinetycznego, jest z reguły dość długo w stanie niejako potencjalnym. Jej napięcie rośnie jednak i może niezadługo da już wyniki na zewnątrz. Kto chce uzyskać pomyślny skutek, powinien więc pracować wytrwale dalej, nie przez parę tygodni albo miesięcy, ale przez lata. Wówczas zawsze okaże się, że pracować było warto. Natomiast praca szybko przerwana jest zazwyczaj niewiele warta, choćby ją prowadzono intensywnie.”
powyższy cytat i inne w tym wpisie pochodzą z: Dzieła zebrane. Etyka. Józef Bocheński. Wydawnictwo Philed. 1995

Bardzo sobie cenię „Podręcznik mądrości tego świata” ojca Józefa Marii Bocheńskiego. Jest dla mnie jak przewodnik ułatwiający poruszanie się w „tym” świecie.
Teraz studiuję Jego tom prac „Etyka”. Ostatnio najczęściej rozdział „O charakterze”; jest dla mnie ważny, czytam go wciąż i wciąż od nowa, mam pod ręką, z założonymi stronami. Podoba mi się pewna „staroświeckość” stylu, co nie oznacza, że treść jest staroświecka i „nie na czasie”. Ubolewam, że praca nad własnym charakterem, samowychowanie nie są teraz zbyt „trendy” i „dżezi”. Ubolewam, że nie zaczęłam pracy nad własnym charakterem 40 lat wcześniej ;). Może teraz cieszyłabym się już owocami samowychowania? A tak – mogę nie zdążyć. Postanowiłam jednak, że zdrowiej będzie dla mnie, jeśli spróbuję jednak coś z tym zrobić, może dzięki doświadczeniu życiowemu pójdzie mi szybciej? Ojciec Bocheński pisze:
„(...) doświadczenie uczy, że poza ludźmi ciężko chorymi nerwowo, każdy człowiek i w każdym położeniu może bardzo znacznie poprawić swój charakter przez samowychowanie, o ile pracuje nad tym poważnie i wytrwale (...)”.

Myślę, że na początek przyda mi się ćwiczenie cnoty umiarkowania, która „wnosi do uczuciowego życia człowieka powściągliwość i umiar w korzystaniu z przyjemności. Warto zauważyć, że zadaniem tych cnót nie jest ani zabicie zmysłów, ani stworzenie skłonności do zupełnego wyrzeczenia się wszelkiej przyjemności, ale właśnie wprowadzenie do tej dziedziny zgodnego z rozumem i prawem etycznym umiaru”.
Postanowiłam robić notatki z postępów.
Przekonuje mnie do podjęcia tej pracy twierdzenie ojca Bocheńskiego z rozdziału „O etyce”:
„Wyrzeczenie jest koniecznym warunkiem zadowolenia”.

Nie da się tego ukryć – jestem kociarą. I było tylko kwestią czasu, żeby na moim blogu pojawiła się jakaś wzmianka o kotach, wizerunek kota, czy choćby nawiązanie do „kociej” reklamy telewizyjnej. I wszystko jedno, czy blog byłby o gotowaniu, podróży na Marsa czy filozofii Kanta. W reklamie kociej karmy jest kot rudzielec, na moim zdjęciu jest jeden z kotów, z którymi teraz mieszkam (to ich terytorium) - mój bury Krzyś.

czwartek, 23 czerwca 2011

Śpiewać własną pieśń

Zdjęcie ukazuje rzeźbę z brązu przedstawiającą Du Fu. Rzeźba znajduje się w muzeum w Chengdu, czyli „Wiejskiej chacie Du Fu” (Dufucaotang), w miejscu, gdzie mieszkał poeta.
Pieśń

Słychać pieśń...To żebrak. Skoro on śpiewa, ten starzec, który nigdy nic nie posiadał, czemu jęczysz ty, który masz tak piękne wspomnienia?
Fletnia chińska. Przekład Leopolda Staff „wedle Fr. Toussaiint’a”. Wydawnictwo J.Mortkowicza 1922. wiersz Du Fu (715-770 r.n.e.).

Niedawno sprawiłam sobie przyjemność i kupiłam na Allegro „Fletnię chińską” – zbiór poezji chińskiej w przekładzie Staffa, pierwsze wydanie z 1922 r. Była to potrójna przyjemność, bo bardzo lubię stare książki, lubię poezję chińską i Staffa.

Jednym ze sposobów na budowanie szczęśliwego życia jest czerpanie radości z każdej chwili życia, delektowanie się nimi wszystkimi, co jest możliwe tylko, jeśli jesteś w pełni w Teraźniejszości, w chwili obecnej. Pewnego dnia postanowiłam, że będę cieszyła się nawet drobnymi sprawami tak, jakby każda z nich była niezwykła i wielka. „Fletnia chińska” dostarczyła mi wielu miłych chwil. Ktoś może powiedzieć, że są to przelotne radości, przyjemności. Dowiedziono jednak, że osoby, które potrafią czerpać radość z wielu pozornie drobnych spraw, oceniają swoje życie jako szczęśliwe w większym stopniu niż ci, którzy tak nie postępują i wciąż czekają na „wielką wygraną na loterii”.

W przytoczonym na wstępie wierszu znajduję jednak coś więcej. Żeby to wyjaśnić, posłużę się cytatem z książki: „Wybierz szczęście. Naukowe metody budowania życia, jakie pragniesz”, autor Sonja Lyubomirsky, wydanej w 2008 r. przez MT Biznes:

„W 1932 roku australijski psychiatra W. Béran Wolfe, nosząc na swoich barkach smutki pochłoniętego sobą klienta niemającego celu w życiu, następująco podsumował swoją filozofię:
'Jeśli przyjrzysz się naprawdę szczęśliwemu człowiekowi, zobaczysz, że on buduje łódź, pisze symfonię, uczy swojego syna, hoduje w ogrodzie podwójne dalie albo szuka jaj dinozaura na pustyni Gobi.' ”

Tak! Prawdziwie szczęśliwy człowiek śpiewa po prostu swoją pieśń, tak jak ten stary żebrak z wiersza Du Fu. Swoją pieśń, nie cudzą. Tą pieśnią może być wykonywanie jakiegoś rzemiosła, wychowywanie dzieci, wszystko to, co wypływa z wnętrza naszego serca i czemu oddajemy się z pełnym zaangażowaniem. Zdarza się, że ktoś „jęczy” mimo pozornie udanego życia, czyli „pięknych wspomnień”, o których mówi wiersz. Widać śpiewał cudzą pieśń, nie własną a to nie buduje szczęśliwego życia.

Jeśli wejrzę głęboko we własne serce, odnajdę tam swoją pieśń i dość odwagi, żeby ją wykonać.

czwartek, 16 czerwca 2011

Jak odzyskałam swoje oświecenie

„ W południe zażyłem dwie aspiryny dla dzieci, co trochę podniosło mnie na duchu. Niewykluczone, że kiedy będę sławny i mój dziennik zostanie odkryty, ludzie wreszcie pojmą jaka to udręka być nieodkrytym intelektualistą w wieku lat 13 i ¾.”
Adrian Molle lat 13 i ¾. Sekretny dziennik. Sue Townsend. W.A.B. 2002
28 kwietnia 2011 roku, w czwartek, między godziną 16 a 17 doznałam oświecenia. Stało się to nagle, w czasie oglądania na You Tube (dziękuję YT) filmu z wykładu Eckharta Tolle (bardzo dziękuję E.T.!) w języku hiszpańskim. Wtedy pierwszy raz usłyszałam o tym Nauczycielu, pierwszy raz go zobaczyłam i usłyszałam. Do tego doniosłego dla mnie wydarzenia doszło w ciągu pierwszych minut wykładu, zanim E.Tolle zaczął mówić na temat życia w teraźniejszości, świadomości i innych ważnych sprawach interesujących osoby transformujące zaciekle swoją świadomość i rozwijające się duchowo. Stało się to w czasie, gdy, tytułem wstępu dla słuchaczy Hiszpanów, opowiadał o swoim niedawno zmarłym ojcu, który przeniósł się z Niemiec do Hiszpanii, gdzie mieszkał wiele lat, aż do śmierci. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego oświeciło mnie właśnie wtedy.
Następny miesiąc minął mi w uniesieniu, ekstazie, błogim szczęściu. No, może sześć tygodni. Fruwałam wysoko, wśród obłoków. W tym czasie między innymi:

1. obejrzałam wszystkie dostępne free wykłady E.Tolle, przeczytałam jego dwie książki.
2. odkryłam na You Tube filmy z Thich Nhat Hanhem, Jiddu Krishnamurtim, których znałam od lat z książek. „Odkryłam” tam też Mooji’ego, o którym wcześniej nie słyszałam.
3. stałam się nadaktywna w necie:
a/ zaczęłam pisać długachne maile do krewnych i przyjaciół, w których próbowałam podzielić się moim szczęściem (dziękuję im za cierpliwość!).
b/ zaczęłam pisać na tym blogu, słowa i zdania wprost wylewały się ze mnie niczym fala.
c/ zarejestrowałam się na Mooji.pl i wpisałam na listę do udziału w jego satsangu w Polsce.
Cieszyłam się życiem do upojenia. Kipiałam energią. Wszystko wokół było żywe, świeże, kolorowe.

Na początku czerwca błogie szczęście zniknęło, tak samo nagle jak się pojawiło. Gorączkowe próby wskrzeszenia go spełzły na niczym. Przez dwa tygodnie – do wczoraj – sądziłam, że albo:
a/ nie byłam oświecona, tylko miałam przejściowe zaburzenia pracy mózgu, wywołujące niczym nieuzasadnione poczucie szczęścia, spokoju, radosnej energii, łączności z Wszechświatem.
lub
b/ doznałam oświecenia, po czym je utraciłam. Hm. Czy to możliwe, żeby to działało w ten sposób, jak z włączaniem przełącznika lampy: pstryk- świeci się, pstryk: nie świeci?

Przez ostatnie dziesięć dni zaczęłam się pogrążać w apatii. Wczoraj mój mąż - widząc, że kolejne piękne czerwcowe popołudnie spędziłam w łóżku patrząc w sufit, w zlewie piętrzą się brudne naczynia, ogródek zmienia się w dżunglę a cztery nasze koty krążą wokół mnie niespokojnie - zapytał czy dobrze się czuję i czy przypadkiem nie wpadłam w depresję.
Odpowiedziałam mu grzecznie, że jedyne, co mi przeszkadza w tej chwili to bardzo głośne szuranie jego kapci.
Po czym ubrałam się i poszłam do pobliskiego supermarketu. I znów zupełnie niespodziewanie, nie wiem, czemu - w dziwnych okolicznościach, stało się! W dziale książek kupiłam sobie kieszonkowe wydanie książki Sue Townsend „Adrian Mole lat 13 i ¾. Sekretny dziennik.”. Przed laty oglądałam serial na podstawie tej książki. Po powrocie do domu przed zaśnięciem czytałam tę książeczkę, co chwila wybuchając śmiechem. O świcie, po przebudzeniu przeczytałam ją do końca. Zwijałam się ze śmiechu, płakałam ze śmiechu, krztusiłam się śmiechem.
Świat znów jest żywy, kolorowy, prawdziwy. Znów wszystko jest takie, jakie jest. Znów mnie oświeciło. Tym razem nie ma fruwania 5 km nad ziemią i ekstazy, więc może poświecę dłużej.

Podsumowanie:
1. O–świecenie to wcale nie taka po–ważna sprawa.
2. Jeśli doznasz oświecenia, staraj się fruwać nisko nad ziemią, to mniej się potłuczesz, gdy na chwilę wyłączy się twoje światło. I szukaj przełącznika! Jest blisko, pod ręką.
3. Wiek około 13 i 3/4 lat to najpoważniejszy i najtrudniejszy okres w życiu. Na zdjęciu to jestem ja, właśnie w tym wieku (było to dawno) – wybrałam je, bo jest to chyba jedyne moje zdjęcie z tego okresu, na którym się uśmiecham.

Moja robocza hipoteza:
wszyscy jesteśmy oświeceni, tylko nie zawsze nasz przełącznik oświecenia jest na „on”. Jak go pierwszy raz z „off” zrobimy „on”, to później już jest z górki. Nawet jak nam coś /ktoś/jakoś przełączy na „off” to baaardzo szybko macamy wokół rękami, żeby znaleźć ten cholerny przełącznik. I słusznie, po co spędzać życie po ciemku.