Salve!

Witam Cię serdecznie i zapraszam do ponownych odwiedzin.

wtorek, 31 maja 2011

Zwierciadło

„Samowiedzy nie da się ująć w żadne definicje. Możesz pójść do psychologa lub do psychoterapeuty, aby dowiedzieć się czegoś o sobie, lecz nie będzie to samowiedza. Samowiedza rodzi się, gdy jesteśmy świadomi siebie w związkach z innymi, gdyż to one w każdej chwili ukazują, jacy jesteśmy. Związek z drugą osobą jest jak zwierciadło, w którym widzimy siebie takimi jakimi jesteśmy.”
Księga życia. Jiddu Krishnamurti. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2002

Gdy byłam nastolatką (dawno) jedną z moich ulubionych bohaterek literackich była Madzia Brzeska z „Emancypantek” Prusa. Jej „związki z innymi” skończyły się ucieczką do zakonu szarytek, gdzie dochodziła do równowagi psychicznej zaczytując się w „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis.
 
Jeśli ktos chce poczytać, jest w internecie:
http://kempis.prv.pl/
 

Jakaż więc była moja radość, gdy wujek dał mi w prezencie tę książkę, cudne wydanie z 1855 roku, w tłumaczeniu Tadeusza Matuszewicza.
Ja również, jak Madzia Brzeska zaczytywałam się w „O naśladowaniu”, co dla mnie – egzaltowanej nastolatki, jedynaczki spędzającej czas dość samotnie, mogło zakończyć się różnie.

Szczególnie utkwiło mi w pamięci zdanie, które zresztą było cytatem z Seneki (co jakoś wówczas nie rzuciło mi się w oczy, filozofów starożytnych odkryłam dużo później):
„...ile razy byłem między ludźmi, mniejszym wróciłem człowiekiem.”
Zdanie to wracało do mnie w życiu jak echo, gdy moje związki z innymi powodowały we mnie niepokój, cierpienie i niezadowolenie z siebie, poczucie winy.
Nie będę udawała, że wiem, co Seneka miał na myśli. Ja długo odczytywałam to tak: ludzie, związki z nimi umniejszają mnie, czyli „psują”, czynią gorszą.
Dopiero bardzo niedawno zaczęłam to rozumieć inaczej. Związki z innymi nie umniejszają mnie, tylko pokazują (jak w zwierciadle) prawdziwy obraz mnie – przeważnie jestem trochę (lub bardzo) „mniejsza” niż myślałam. Okazuje się wtedy, że zachowuję się bezmyślnie, egoistycznie, okrutnie, kieruję się zachłannością i strachem, „małością” właśnie. I nie chodzi tu o to, żeby się oceniać, osądzać, porównywać, akceptować lub odrzucać, lecz żeby obiektywnie widzieć siebie „w prawdzie”, obserwować „to co jest”, w teraźniejszości.
„Zdaje się, że dla większości ludzi jest to najtrudniejsze do zrobienia, a przecież jednocześnie stanowi początek drogi do samowiedzy. Jeżeli człowiek będzie w stanie zobaczyć siebie, to, jaki naprawdę jest, w niezwykłym zwierciadle relacji z innymi, które nie zniekształca obrazu, jeżeli będzie potrafił tak po prostu wpatrywać się w zwierciadło z uwagą i dostrzec to, co jest w danej chwili, jeśli uświadomi to sobie bez potępiania, szacowania i oceniania (...) wówczas odkryje, że umysł jest zdolny uwolnić się od wszystkich uwarunkowań.”
Księga życia. Jiddu Krishnamurti. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2002

Jeśli w kontakcie z drugim człowiekiem, w tym zwierciadle, zobaczysz nagle swoją „czarną, brudną twarz” (jak na zdjęciu ;) ) nie bądź zdziwiona, nie potępiaj siebie, nie biadol. Bądź wdzięczna za to i „obmyj” twarz. Gdybyś nie zobaczyła, nie mogłabyś tego zrobić. Zobaczyłaś, jesteś świadoma tego, więc możesz to uczynić.

czwartek, 26 maja 2011

Moje tao

„Gdy raz uchwycisz bezcielesną formę,
Będziesz mógł wędrować gdzie zapragniesz –
Cicho, spokojnie, bez trudu
I uporczywego lęku.
Muzyka i posiłek wstrzymują wędrowca,
Choć przeznaczona ścieżka
Pozbawiona jest walorów,
Wąska i bezgłośna.
Nie zobaczysz jej ani nie usłyszysz,
Lecz idąc
Nigdy jej nie wyczerpiesz.”

Fragmenty Tao Te Ching Lao-tsy zapisane w tej notce i widoczne na zdjęciu pochodzą z mojego notesu. Nie zapisałam przed laty nazwiska tłumacza i wydawcy, przepraszam ich więc, że tego na razie nie podaję.

Mam na półce kilka książek o tytułach, które zawierają „tao”. Od „Tao strumienia” Alana Wattsa po „Tao Kubusia Puchatka” Benjamina Hoffa. Jest też tao naturalnego oddychania, milczenia, zdrowia, psychologii, odrodzenia...Uff!

Właściwie nie mam solidnego, kompletnego polskiego wydania Tao Te Ching w formie książkowej. Mam malutkie kieszonkowe wydanie „Mała księga Tao Te Ching” w przekładzie Marka Obarskiego i angielską wersję w tłumaczeniu R.B.Blakneya.
W tej chwili po kliknięciu w Google bez trudu dotrę do wielu wersji Tao Te Ching w kilku językach i do pełnych tekstów Michała Fostowicza i Tadeusza Żbikowskiego na scribd.com.

Studiowanie tao gotowania i te Prosiaczka (z całym szacunkiem dla kochanego Prosiaczka) nie sprawi, że zrozumiem, poczuję czy zgłębię Tao.
A czy zrozumiem Tao, czytając kolejną wersję tłumaczenia Tao Te Ching, w którymś ze zrozumiałych dla mnie języków? Skoro Tao nie można opisać słowami, to nie, nawet gdybym nauczyła się chińskiego (miałam taki pomysł przez krótką chwilę) i kupiła chińską wersję. Nie, nawet gdybym znalazła tekst napisany ręką Starego Mistrza tam, na górskiej przełęczy 2500 lat temu i próbowała go odczytać.

Jest jednak coś, co sprawia, że zbliżam się do Tao.

Pierwszy raz z Tao Te Ching i Lao–tsy spotkałam się pod koniec lat 80. XX wieku. Nie była to era kamienia łupanego, ale w owym czasie księgarnie nie były tak pełne dobrych książek jak teraz, nie było czegoś takiego jak komputer osobisty i Internet „w każdym domu”. Nawet w poszukiwaniu punktu xero musiałam wędrować ulicami Warszawy i stać w kolejce.

Siedziałam wtedy przez wiele godzin w czytelni biblioteki na Koszykowej i ręcznie przepisywałam Tao Te Ching do małego notesika.
Teraz jedyny sposób dla mnie, żeby zbliżyć się do zrozumienia Tao, to otworzyć ten notesik i przeczytać fragment zapisany przeze mnie, młodszą o prawie ćwierć wieku. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Może dlatego, że wtedy nie czytam słów, ale coś co jest poza słowami, pod powierzchnią zjawisk, bezimienne? Wtedy przez chwilę widzę furtkę do korzeni świata; może kiedyś ją otworzę.
„(...)Bezimienne jest źródłem ziemi i nieba,
chociaż wszystkie rzeczy mają matkę,
którą obdarzamy imieniem.(...)
Pod powierzchnią zjawisk
zobacz furtkę do korzeni świata.”

środa, 25 maja 2011

Bądź swoim własnym mistrzem


„Nie wymagam od was wiary; nie występuję jako autorytet. Nie mam niczego do nauczenia: żadnej nowej filozofii, żadnego nowego systemu, żadnej nowej "ścieżki" do rzeczywistości - ścieżki, której nie ma, tak samo jak nie ma ścieżki do prawdy. Wszelki autorytet, jakiegokolwiek byłby rodzaju, szczególnie zaś autorytet w dziedzinie myśli i pojmowania, jest szkodliwy i zły. Nauczyciele niszczą swych uczniów, i odwrotnie, uczniowie swych nauczycieli. Musicie być sami sobie nauczycielami i swymi własnymi uczniami. Musicie stawiać pod znakiem zapytania wszystko, co ludzie przyjmują za wartościowe i niezbędne.
Jeśli nie idziecie za nikim, czujecie się tym samym bardzo samotni. Bądźcie więc samotni.”
Wolność od znanego. Jiddu Krishnamurti. Wydawnictwo Zysk i s-ka. 1994.
Przerwa we wpisach na tym blogu była spowodowana nie brakiem konceptów a raczej ich nadmiarem. A także poczuciem odpowiedzialności za rozpowszechniany przekaz słowny. Potrzebowałam czasu, żeby zastanowić się, czy nie szkodzę, co powinno być pierwszym nakazem roztropnego działania nie tylko lekarzy. Dzisiejszy tekst służy temu, żeby zmniejszyć ewentualne szkody czy straty moimi słowami, które są przecież zawsze niedoskonałe. Jestem zdania, że milczenie jest lepsze od słów, ale trudno prowadzić blog milcząc :).

W życiu napotykamy wiele bytów, które narzucają nam się jako nauczyciele, autorytety, mistrzowie, guru, znawcy sekretów, rozpowszechniacze idei i różnych sposobów, instrukcji obsługi życia. Mówię „bytów”, bo czasem nie mają postaci ludzkiej, ale są już tylko rodzajem skamieniałej ideologii.

Poszukujemy Prawdy czy chcemy, żeby ktoś nam tę Prawdę przekazał, dał w prezencie, objawił, wcisnął do mózgu? Chcemy być wolni czy szukamy nowych subtelniejszych kajdan, obroży? Idąc przez życie pukamy do różnych drzwi w nadziei, że znajdzie się ktoś, kto nas uratuje, uwolni od lęku i cierpienia, ktoś, kto nas nauczy, obudzi, oświeci, na koniec zbawi.

Nawet jeśli napotkamy mądrych Nauczycieli, nie będziemy w stanie niczego się od nich nauczyć, jeśli nie staniemy się dla siebie samych mistrzami.

Czy jest na świecie ktoś, kto jest bliżej mnie niż ja sama? Nie ma takiego kapłana, guru, rodzica, kochanka, psychoterapeuty czy coacha, który mógłby dodać coś do mojej Istoty lub coś z niej zabrać. Ta Istota jest wieczna, niezmienna i „taka jaka jest”- doskonała, więc nawet ja nie zmienię jej w inną. Mogę natomiast stać się jej świadoma i tu nikt mnie samej - mojej mistrzyni, nie zastąpi, nie wyręczy. Odnajduję tę wiecznie żywą Istotę, skupiając się uważnie na Teraźniejszości.

Na zdjęciu jest figurka ceramiczna przedstawiająca uśmiechniętego starca, który trzyma w dłoni małego ptaszka. On go nie zatrzymuje, nie więzi, nie uczy latać. Są razem, w pełni uważności, wiedząc o swoim współistnieniu, ciesząc się nim. Jest to dla mnie przenośnia przedstawiająca Mistrza, Nauczyciela i ucznia. Jeśli uda ci się takiego Nauczyciela spotkać, bądź z nim przez chwilę i patrz w jego współczujące, pełne miłości oczy. Nie zatrzyma cię i nie powie, że zna sztukę fruwania i nauczy latać. Ptak umie latać. Nauczyciel czasem może „podrzucić” cię w górę i dopiero wtedy polecisz, ale prawdziwym mistrzem latania jesteś dla siebie ty sam.

Na koniec dwie anegdotki z „Minuty mądrości”, Anthony de Mello, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, Kraków, 1992:
Szkoła
Człowiekowi, który go odwiedził i chciał zostać jego uczniem, Mistrz powiedział:
- Możesz ze mną zamieszkać, ale nie staraj się iść za mną.
- Za kim więc mam iść?
- Za nikim. W dniu, w którym pójdziesz za kimś, przestaniesz iść za Prawdą.

Ślepota
- Czy mogę zostać twoim uczniem?
- Jesteś uczniem tylko dlatego, że twoje oczy są zamknięte. W dniu, kiedy je otworzysz, zobaczysz, że nie istnieje nic takiego, czego mógłbyś się nauczyć – czy to ode mnie, czy od kogokolwiek innego.
- Na cóż więc jest Mistrz?
- Żebyś doszedł do wniosku, że nie jest ci potrzebny.

wtorek, 17 maja 2011

Droga wyjścia



"(...)kiedy nie podoba ci się ten świat - wtedy możesz wyjść(...)
Mooji. http://youtu.be/k4sbvkoCwwQ
www.mooji.org

Tytuł filmu: Nie cieszy mnie moja egzystencja.

Zastanawiałam się czy dawać filmy w moim blogu. Miałam zamiar tego nie robić. Obejrzałam dziś rano ten film i spontanicznie :) zdecydowałam, że umieszczę go. Miłość i współczucie Moojiego spotyka się z cierpieniem i lękiem pytającego. Dopiero wczoraj spotkałam tego Nauczyciela na swej drodze i po obejrzeniu tego filmu mogę tylko cieszyć się, że będzie wkrótce w Polsce.
http://mooji.pl/events/mooji-w-polsce

niedziela, 15 maja 2011

Jak czytać świat?


"Czy pragniesz posiąść świat i ulepszyć go?
Nie sądzę byś zdołał.
Zrozum, świat jest święty.
Nie może być ulepszony.
Jeśli spróbujesz go posiąść.
Stracisz go."
Tao Te Ching.Lao-tsy. Przełożył z jęz.chińskiego John R. Mabry, z jęz. angielskiego przełożył Marek Obarski.

Praca nad redagowaniem przygotowywanych do druku książek to m.in. opracowanie merytoryczne dzieła i opracowanie językowe polegające na usuwaniu błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, gramatycznych, stylistycznych itd. Osoby, które dłuższy czas zajmują się zawodowo redakcją tekstów zaczynają odruchowo redagować każdy czytany przez siebie tekst, każdą czytaną dla przyjemności książkę, każdy artykuł w gazecie. Nie mogą przez to w pełni skupić się na samej istocie dzieła, nie mogą w pełni czerpać z tego przyjemności, tak jak "zwykły" czytelnik. Nie ma książki napisanej bezbłędnie, idealnej, nawet wydrukowana, po redakcji zawiera zawsze jakieś przeoczone błędy.

Często otaczający nas świat wydaje nam się bardzo niedoskonały, pełen wad i niezrozumiałych błędów. Narzekamy i krytykujemy wszystko: otoczenie, ludzi, zjawiska przyrody. "Gdyby było inaczej niż jest, świat byłby cudowny..." Więc zmieniamy lub próbujemy zmienić: otoczenie, ludzi, przyrodę, świat. Niespokojni, bezustannie "redagujemy" świat, zamiast cieszyć się nim. Nie widzimy prawdziwej istoty świata, rzeczywistości, zajmujemy się poprawianiem pewnych ich fragmentów, naruszając równowagę i "świętość", jak nazywa to Lao-tsy, całości. W pewien sposób "posiedliśmy" świat (albo tak nam się zdaje), próbujemy go zmieniać i "poprawiać". Niestety, nie ulepszyliśmy go i możemy stracić.

Lubię słowa Izajasza, którymi prorokował o Jezusie: " Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku."

Chciałabym nauczyć się takiego delikatnego szacunku wobec otaczającego świata. Może, jeśli będę go cierpliwie, uważnie obserwować, zobaczę wreszcie, że jest święty i przestanę wszystko poprawiać? Będę świat odczytywała bez redagowania. Może zrozumiem, że nie muszę usuwać każdej nadłamanej gałązki i gasić niknących płomyków.

wtorek, 10 maja 2011

Śmiertelność


„ Do ucznia, który prosił o pouczenie,
Mistrz powiedział:
- Spróbuj zrobić tak:
zamknij oczy i wyobraź sobie,
że ty sam i wszystko, co wokół ciebie,
spada z wysokiego szczytu w przepaść.
Za każdym razem, kiedy uczepiasz się czegoś,
by powstrzymać spadanie,
uświadom sobie, że ta rzecz również spada...

Uczeń spróbował i odtąd już nigdy nie był tym samym człowiekiem.”
Minuta Mądrości. Anthony de Mello SI.Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy. Kraków 1992

Chcąc spełnić to, co tak szumnie zapowiada zdanie w nagłówku bloga, będę od czasu do czasu dzielić się z Wami sposobami, które pomagają mi, gdy czuję, że przyda mi się zmiana perspektywy widzenia.
Może dla kogoś również okaże się to pożyteczne (a przynajmniej nieszkodliwe).
Dziś to, co w cytacie powyżej; postępujemy zgodnie z zaleceniem Mistrza. Trzeba uruchomić wyobraźnię, żeby to doświadczenie miało swoją siłę. Gdy zrobiłam to po raz pierwszy, doświadczyłam mocno nieprzyjemnego uczucia lęku, samotności, niepewności. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do nieustannego „uczepiania się” różnych rzeczy (ci, którzy deklarują, że są całkowicie wolni i niezależni też), że trudno znieść wymykanie się wszystkiego z rąk i odpadanie tego od nas, znikanie. W pewnej chwili jednak, gdy zaakceptujemy wreszcie tę przerażającą prawdę, że nie ma nic stałego i trwałego wokół nas, co mogłoby nas „uratować”, zaczyna otwierać się w nas przestrzeń spokoju.
Ta opowiastka w „Minucie mądrości” nosi tytuł „Śmiertelność”. Ale równie dobrze moim zdaniem mogłaby być zatytułowana „Nieśmiertelność”. Jeśli bowiem w końcu uświadomimy sobie spadanie w przepaść, nietrwałość, śmiertelność wszystkiego w naszym życiu, wszystkich form, odkrywamy wreszcie tę część nas, która jest nieśmiertelna i całkowicie wolna.

...ja i wszystko wokół mnie spada w przepaść. Za każdym razem, gdy próbuję się czegoś uchwycić, by powstrzymać spadanie, ta rzecz również spada...

poniedziałek, 9 maja 2011

Krewniacy

„34. Gdy się dziecko całuje, trzeba – mówił Epiktet – powiedzieć sobie w duszy: jutro może umrze. – Zła to wróżba. – Nie jest to zła wróżba – odpowiedział – ale określenie pewnego objawu działania natury. Toć i złą wróżbą byłoby wyrzec, że zboże ścięto.
35. Grono niedojrzałe, dojrzałe, rodzynek – wszystko to zmiany – nie w nicość, ale w to, czego teraz nie ma.”
Rozmyślania. Marek Aureliusz. Przekład Marian Reiter. PWN 1984.
I znów „rogacizna” ilustruje mój tekst. Niespodziewanie znalazłam jednak na dysku zdjęcie cielaka, nie pamiętałam o nim, bo zrobił je mój mąż. Na tych dwóch zdjęciach widzimy zmiany. Cielaczek, młoda jałóweczka, krowa. Formy. O następnych formach, w które się może zmieniły lub nieuchronnie zmienią, nie mówi się „w towarzystwie” (zwłaszcza uduchowionym, wegetariańskim ;) ). Befsztyk? Karma dla mojego psa/kota? 

Dostałam wczoraj mailem pokaz zdjęć. Przedstawiał bardzo młode dzieci różnych gatunków, również homo sapiens. W tle leciała piosenka Algo Pequeñito Daniela Digesa. Tego typu pokazy zdjęć krążą w sieci i wszyscy oglądamy je chętnie a nasze serca zalewane są przez pozytywne uczucia, może nawet przeżywamy coś w rodzaju katharsis? Cały świat bylibyśmy gotowi w tej chwili przytulić do piersi. Hm...czy również tego wrednego sąsiada z naprzeciwka, który codziennie, idąc do roboty wysmarkuje nos na chodnik, zawsze akurat na wprost naszego okna? X lat temu on też pasowałby do takiego pokazu „algo pequenito”. Miał maleńkie różowe stópki, jego paluszki obejmowały ufnie palec matki lub ojca. Gdzie jest teraz? Czy potrafimy go zobaczyć w tym wycharkującym typie?
 

Można próbować wyjaśniać naukowo (genetyka, socjologia, psychologia) mechanizm tego, co czujemy oglądając zdjęcia i pokazy typu pequeno.  
Jakiś altruizm krewniaczy itp. Nie jesteśmy jednak bliskimi „krewniakami” każdego gatunku. Jeż ma co prawda stópki nieco podobne do noworodkowych, ale żyrafa, żółwik, krokodyl? Znalazłam na wikipedii zdanie mówiące o mechanizmie podobieństw: „wrodzona skłonność do zachowań altruistycznych aktywowana przez podobieństwo na zasadzie: „Jeśli jest podobny, pomóż mu” („podobny” oznacza krewnego)”.

Czemu oseski wszystkich gatunków wydają się nam bliższe, bardziej „podobne” do nas niż tych gatunków dorośli przedstawiciele?
Może dlatego, że forma „młodzików” jest bardziej transparentna dla prawdziwej Istoty ukrytej poza formą, forma ją mniej przysłania? Mam na myśli niezmienne, wieczne, niezniszczalne Ja tkwiące w każdym z nas. Widzimy prawdziwą Istotę w tych maleństwach. Jest ona podobna, a właściwie taka sama jak Istota ukryta w nas. Obie są częścią wiecznego i żywego Wszechświata. A więc to te prawdziwe Istoty są „krewniakami”. Widzimy takiego „krewniaka” w kocim niemowlęciu, ale w starym osiedlowym kocurze z oberwanym uchem, który „znaczy” naszą wycieraczkę już raczej nie. Przez dorosłą formę Istota („krewniak” naszej Istoty) już nie „prześwituje” tak łatwo. Możemy zobaczyć jednak tę prawdziwą Istotę we wszystkim, również w sąsiedzie nieużywającym chustek do nosa. Stanie się to dopiero wtedy, gdy, spojrzymy uważnie, świadomie, bez myśli – więc bez osądów. Jeśli zobaczymy innych w Teraźniejszości, wolnej od przeszłych urazów i przyszłych oczekiwań.

Jeśli uda nam się w ten sposób patrzeć na każdego człowieka, na wszystko co żyje, może zawsze będzie się uruchamiał taki mechanizm „jest podobny, jest taki sam jak ja, pomogę mu”.

Czasem zrozumienie tego przychodzi, gdy pomyślimy, całując dziecko: „jutro może umrzeć”. Dla tych, którzy to czytają i są rodzicami może to być myśl nie do przyjęcia i zdanie nie do wymówienia. Ale pomyśl, że umiera tylko forma. Twój synek nie ma już małych stópek, wdziewa jakieś wielkie buciory i niechętnie zmienia skarpetki. Może już jutro wyjedzie na inny kontynent i przez następne 10 lat zobaczysz go tylko poprzez skajpa. Zboże ścięto. Czy widzimy prawdziwą Istotę naszych dzieci? Tę, która nigdy nie umiera?

sobota, 7 maja 2011

Spontaniczność

Dobra Łaciata...
„Dziecko może cały dzień patrzeć i patrzeć, i ani razu nie mrugnąć oczami, ponieważ nie koncentruje wzroku na żadnym konkretnym obiekcie. Idzie, a nie wie dokąd, zatrzymuje się, a nie ma pojęcia, po co to robi. Po prostu roztapia się w otoczeniu i porusza się razem z nim. Oto prawidła higieny umysłowej(...) Jeżeli uspokoisz własne ciało i zjednoczysz swą uwagę, spłynie na ciebie niebiańska harmonia. Duch zamieszka w tobie, gdy zjednoczysz swą świadomość i scalisz myśli. Te ubierze Cię, a tao ochroni. Twoje oczy będą jak oczy nowo narodzonego cielęcia.”
Czuang-tsy słowa bez słów taoizm w 64.odsłonach. Rękodzielnia Arhat. Wrocław 2003
Ponieważ nie mam wśród swoich zdjęć fotografii nowo narodzonego cielęcia, załapała się do mojego bloga, jako ilustracja, trochę starsza krówka.

Teraz jest moda na „total spontan”, ale mam wrażenie, że kryje się za tym coś, co da się określić innymi terminami: samowola, zabijanie nudy (lęku, samotności...) poprzez dziwaczne ekscesy, szukanie coraz mocniejszych wrażeń za pomocą coraz mniej zdrowych środków itp.
Natomiast spontaniczność, o której mówi Czuang-tsy jest uważnością, spokojem, harmonią w łączności ze Wszechświatem. Akceptacją tego Wszechświata – bo dziecko „nie mruga”, czyli nie zamyka oczu, czyli przyjmuje poprzez swoje oczy cały Wszechświat. Niczego nie wybiera, niczego nie odrzuca.

piątek, 6 maja 2011

Oczami dziecka

„On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: "Zaprawdę powiadam wam: jeśli się nie odmienicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego."”
Mt 18,2-3. Biblia Tysiąclecia. Wydanie trzecie poprawione.

Jak wyglądałby nasz świat, gdyby każdy człowiek patrzył na niego oczami dziecka, zachował świeże spojrzenie dziecka?
Zaobserwuj małe dziecko. Sposób, w jaki patrzy na świat. Nie nazwę tego „patrzenia” obserwacją, bo ona kojarzy mi się z osądem i porównywaniem. W dzisiejszym świecie coraz młodsze dzieci tracą tę nieosądzającą, świeżą zdolność patrzenia. Coraz młodsze dzieci są „nasycane” nie - prawdziwym obrazem świata - ale wytworami ludzkiego umysłu, gadżetami ludzkiego umysłu. Ich spojrzenie, patrzenie na świat staje się bardzo wcześnie nieświeże, przedwcześnie zużyte, stare.
Jechałam wczoraj tramwajem i patrzyłam na dziecko w wózku, może roczne. Patrzyło na wnętrze tramwaju, na ludzi stojących i siedzących, na przesuwające się za oknem widoki w taki sposób, w jaki my spróbujmy patrzeć jak najczęściej. Świat jakby odbijał się w zwierciadle oczu dziecka, pewne rzeczy widziało pewnie po raz pierwszy, z niczym nie mogło ich porównać a więc nie mogło osądzić i nadać etykietki. Dziecko było prawdziwym uczestnikiem Teraźniejszości, zanurzonym wyłącznie w chwili obecnej. W jego głowie nie powstawały uformowane, natrętne myśli, jakie pojawiają się nieustannie w naszych głowach. Pojawiają się w naszych umysłach, ponieważ nasz umysł zajęty jest prawie w 100% przeszłością i przyszłością. Gdyby potrafił być w teraźniejszości, być w tej jedynej, unikalnej chwili, większość myśli – będących nieustannym porównywaniem, nadawaniem etykietek i wymyślaniem przyszłych (nieistniejących) zdarzeń – znikłoby uwalniając naszą wewnętrzną Istotę, jedynie prawdziwie żyjącą, świadomą i przebudzoną.

Ja tak rozumiem słowa Jezusa: „Jeśli nie będziecie jak dzieci najmniejsze nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”.
Czy mogło Mu chodzić o to, że mamy być bezradni jak dzieci, słodcy, gaworzący, tacy „cute”? Niewinni, bez grzechu jak dzieci? Owszem, niewinni, ale ta niewinność w sensie czystości, bezgrzeszności jest jakby rzeczą wtórną, manifestacją tej esencji „dziecięcości” zawartej w dziecięcym sposobie patrzenia na świat. A jest tą „dziecięcością” bycie w chwili Teraźniejszej, która zawsze jest bezgrzeszna i czysta, patrzenie na świat tak, jakby widziało się go po raz pierwszy, a więc widzenie prawdziwej jego Istoty, prawdziwego Życia we wszystkim i w sobie.

Jeśli choć raz, choć na chwilę uda Ci się zanurzyć w Teraźniejszości, być w niej – nie rozumem, umysłem, wytworem umysłu-myślą, ale Twoją najgłębszą Istotą ukrytą pod pokładami myśli– jeśli choć raz Twoja wewnętrzna, jedynie prawdziwie żyjąca, wieczna Istota wejdzie w kontakt z Teraźniejszością to wtedy wejście do Królestwa Niebieskiego, Przebudzenie, Oświecenie stanie się. Być może miałeś już w życiu takie momenty – gdy czas jakby się zatrzymał, jakby znieruchomiał, byłeś jakby poza czasem, pozornie mając pustkę w głowie a jednocześnie widząc świat żywy, barwny - tę żyjącą istotą będącą jednością z Tobą. Być może było to jeszcze zbyt przelotne, żebyś uwierzył, że jest możliwe, żeby stało się trwałe. W odpowiedniej chwili przyjdzie nagle, bez ostrzeżenia, w mgnieniu oka i będziesz zdziwiony, że stało się to jakby bez wysiłku.

Ale moim zdaniem wysiłek (jeśli można użyć tego słowa) jest potrzebny wcześniej, w kolejnym powracaniu do teraźniejszości, do bezgrzesznego, pozbawionego cierpień Teraz. W pewnej chwili zasłona spadnie całkiem i zobaczysz „twarzą w twarz” to coś, co nie wymaga wysiłku i zostanie z Tobą a raczej Ty w nim.

Zdjęcie przedstawia troje dzieci i psa. Najmłodsze dziecko to ja. Wszyscy (łącznie z psem, co widać po jego uśmiechniętym pysku) byliśmy wtedy z pewnością jak najbardziej w Teraźniejszości. Sulechów, lato 1957 roku.

czwartek, 5 maja 2011

Zaakceptuj chwilę teraźniejszą

 

„Zaakceptuj więc chwilę teraźniejszą i odkryj doskonałość, która tkwi głębiej niż jakakolwiek forma i której czas nie dotyka.”
Nowa Ziemia. Eckhart Tolle. Wydawnictwo Medium.

Jeśli tylko uda nam się „wejść” w chwilę teraźniejszą przy udziale naszej pełnej Świadomości, jedyne, co tak naprawdę można z Teraźniejszością zrobić, to zaakceptować ją.

Eckhard Tolle na swoich wykładach mówi o tym: „Jest jak jest.” Teraźniejszość, czyli ten nieokreślony ilościowo wymiar czasu, jedyny, w jakim żyjemy, istniejemy - gdy uda nam się świadomie nawiązać z nią kontakt – jest całkowicie pozbawiona problemów, nie rani nas w żaden sposób. To: „jest jak jest”, ta akceptacja, dla mnie oznacza nie -„pogodzenie się” z tym, co jest, takie ludzkie „no trudno, jest okropnie, ale jest jak jest”. Jest to akceptacja polegająca na uświadomieniu sobie całkowitej doskonałości Teraźniejszości. Jest ona całkowicie doskonała. Nie – taka, jaka „powinna” być według kogoś, czy taka, jaką „chcielibyśmy” widzieć, wyidealizowana, taka, o jakiej zawsze marzyliśmy, ale - jest jaka jest, z samej swojej doskonałej Istoty.

Myślę, że dlatego człowiekowi tak trudno świadomie nawiązać kontakt z Teraźniejszością (nie myślę tu o umysłowym nawiązaniu niby-kontaktu, polegającym na rozwiązywaniu problemu filozoficznego czy z zakresu fizyki kwantowej); chodzi mi o ten, niezwiązany z naszym wysiłkiem mózgowym kontakt, bez myśli i słów, gdy nasze prawdziwe, wieczne, doskonałe Ja zanurza się w doskonałej wiecznej Teraźniejszości. Ponieważ Teraźniejszość „jest jaka jest”, nie ma w sobie balastu tego, co nasz rozum zna jako problemy lub zadania, które przed człowiekiem stoją, nie wymaga więc naszej ingerencji w nią, a więc naszej (umysłu) kontroli. Człowiek (umysł) przez tysiące, tysiące lat przywykł do tego, że sprawuje kontrolę nad różnymi formami, że jest to niezbędne, aby „przeżyć”. W teraźniejszej chwili jednak żyjesz bez kontrolowania (bo nie ma czego kontrolować) i jest to jedyne prawdziwe życie. Ta zaakceptowana Teraźniejszość nie wymaga żadnego wysiłku z naszej strony, żadnego zmieniania czegokolwiek, żadnej kontroli.
Ten prawdziwy, wieczny ogień Życia nie wymaga „podsycania”.

Dzisiaj po napisaniu tego tekstu, otworzyłam książkę Nowa Ziemia „na chybił trafił” i trafiłam od razu na stronę, która mówiła na temat, którym poruszyłam powyżej! I z tej strony wzięłam cytat na początku tekstu – znalazłam go bez szukania.

Zdjęcie przedstawia dwa z moich kotów. Wybrałam je jako ilustrację do tekstu, bo uważam, że spokój jaki koty potrafią bez wysiłku osiągnąć w każdej pozwalającej na to chwili i ich natychmiastowa gotowość do działania, gdy jest to niezbędne, czyni z kota mistrza Teraźniejszości.
Posted by Picasa

środa, 4 maja 2011

Więzienny strażnik


„Mam jednak dobrą wiadomość: możesz się uwolnić od swojego umysłu. Jest to jedyna szansa prawdziwego wyzwolenia”
Potęga teraźniejszości. Eckhart Tolle. Galaktyka, Łódź 2010

Umysł, rozum, myślenie... czy przeceniamy znaczenie mózgu, umysłu? Czy jesteśmy jego więźniami? Czy jest on dla nas niczym strażnik więzienny?

Obserwuję często naturę, przyrodę. Ponieważ mieszkam w wielkim mieście, możliwości do takiej obserwacji nie są takie, jakie miałabym pewnie w Puszczy Białowieskiej. Są to możliwości wystarczające, jako ilustracja do moich rozważań.

W przyrodzie wszystko działa „jakby” bez wysiłku, bez oporu, gładko. Wszystko następuje we właściwej kolejności, we właściwym czasie i we właściwy sposób. Mówiąc „właściwy”, mam na myśli będący odzwierciedleniem najgłębszej istoty danej rzeczy. Na przykład: ptak. Widziałam przed chwilą przez okno srokę – najpierw siedziała na gałęzi modrzewia, kiwała ogonem, załatwiła się (naprawdę widziałam jak coś białego spadło spod jej długiego ogona na trawę!), sfrunęła na ziemię, porozglądała się, czegoś poszukiwała wśród trawy skubiąc to tu to tam, odleciała, pewnie do gniazda ukrytego w pobliżu (jest wiosna, czas na jajka). Ponieważ uważa się, że zwierzęta nie „myślą” tak jak ludzie, więc zakładam, że zrobiła to, co było wyrazem jej prawdziwego wewnętrznego istnienia, jej prawdziwego, sroczego „ja”, jej „srokowatości”: szukała możliwości posilenia się, rozprostowała skrzydła po nocnym bezruchu, rozejrzała się czy w pobliżu gniazda nie czai się wrona. Bez myślenia, całkowicie będąc w tu i teraz. Odbyło się to swobodnie, bez cierpienia, gładko, bez wysiłku.
Wyobraziłam sobie potem, że na miejsce sroczego mózgu wkładam ludzki mózg. Ten tak „wspaniały” twór, z którego jestem dumna. Ten, który zmieniłby świat, gdybyśmy tylko nauczyli się korzystać z niego w pełni. Ponieważ nie widać mojego wyrazu twarzy i intonacji informuję, że dwa ostatnie zdania wymawiam ze zjadliwą ironią.
Gdyby dodatkowo można było do tego wstawionego w srokę ludzkiego umysłu dołączyć podsłuch, co bym usłyszała? Ludzki mózg w sroczym ciele. Posłuchajmy co mówi pan sroka:

- Zmarzłem w nocy na kość. Jednak następuje zmiana klimatu. Dziura ozonowa. O, proszę, facet nie wrzuca plastikowej butelki do właściwego pojemnika. To ten palant z IV piętra, ciekawe skąd wziął kasę na ten wielki plazmowy telewizor co go wczoraj tachał...Ja haruję i latam jak oszalały przez cały dzień i nie stać mnie. Oj chyba mam kłopoty ze zwieraczem, nie zdążę się schować w krzaki. Ach, to potworne, zrobię z siebie pośmiewisko w miejscu publicznym, jeszcze ktoś zobaczy, co za wstyd! Uf, co za ulga, nikt nie widział...o nie! ktoś wygląda przez okno... widziała mnie! Jak ja się teraz pokażę w tej okolicy? Podglądaczka! Takich powinno się surowo karać, piętnować! Musze się pośpieszyć, tak mało czasu zostało, czas ucieka. Ciekawe czy pani sroka siedzi porządnie na jajkach, póki jej nie zmienię. Udaje dobrą matkę, ale tak naprawdę tylko patrzy żeby odfrunąć w siną dal. Zaraz, po co ja tu przyleciałem? Aha, miałem znaleźć coś na śniadanie. Tak, tak, coraz trudniej znaleźć porządne kąski, a będzie coraz trudniej, zanieczyszczone środowisko, ludziska skąpi, każdy patrzy na koniec własnego nosa, nie myśli o nas biednych ptakach. Ciężko, bieda, głód, jak ja utrzymam rodzinę? Trzy jajka w drodze, koszmar! Może komuś podrzucić jedno jajo? Mamusi? Stara sroka, złośliwa, już rok temu nie chciała pomóc. Nie, trzeba zacisnąć zęby, wysilić się. A jestem taki zmęczony, wyczerpany, życie dało mi w kość, nie mam już nawet siły wznieść się w powietrze...Gdzie indziej żyłoby mi się lepiej, łatwiej, mógłbym rozwinąć skrzydła. A tu? Nuda, rutyna i ten codzienny kierat...

Ludzki mózg. Przesadzam? Przejaskrawiam? Posłuchajmy uważnie, w pełni świadomie, teraz, co „mówią” nasze umysły, posłuchajmy naszych myśli - jak milczący świadkowie, bezstronni obserwatorzy.

Możemy dokonać tego pozornego rozdwojenia jaźni, tylko będąc w teraźniejszości – wtedy mamy możliwość świadomego wglądu. Zwykle jednak nasz „wierny” mózg pracuje 24 godziny/dobę, umysł - nasz więzienny strażnik, nieustannie przenosi nas między przeszłością i przyszłością. Z przeszłości i przyszłości (które w rzeczywistości nie istnieją, Eckhart Tolle nazywa je „czasem psychicznym”) wywodzą się nasze porównywania, osądy, narzekanie, straszenie samych siebie, oczekiwania, niespełnione nadzieje, nuda, pragnienie „czegoś innego niż jest”, cierpienie.

Teraźniejszość - jest to jedyny punkt w „czasie”, jakim dysponujemy, jedyny, jaki możemy wykorzystać, żeby istnieć w pełni. Jest tak mały (krótki), że nie da się go określić czasem zegarowym, jest tak niewielki, że nie mieści się w nim cierpienie, strach, oczekiwanie, pragnienie. W tej teraźniejszości możliwa jest pełna akceptacja tego, co jest, widzenie krążących w umyśle myśli, jako tego, czym są – niematerialnymi, iluzorycznymi formami, które znikają, gdy oświetlamy je światłem świadomości. Wtedy otwiera się wewnętrzna przestrzeń naszej prawdziwej istoty, budzimy się.

Teksty, które teraz piszę powstają spontanicznie, pod wpływem nauczania Eckharta Tolle.

Zdjęcie ilustrujące tekst oczywiście nie przedstawia sroki :). Mój ogródek jest królestwem ślimaków, zrobić im zdjęcie jest zdecydowanie łatwiej niż sroce. Ślimak na zdjęciu wyglada tak, jakby chciał skoczyć lub pofrunąć.

wtorek, 3 maja 2011

Teraz


10:35:33
"Podobnie jak księżyc nie świeci własnym blaskiem, tylko odbija blask słońca, tak też przeszłość i przyszłość są tylko bladym odbiciem blasku, mocy i rzeczywistości wiekuistego Teraz."
Potęga teraźniejszości. Eckhart Tolle. Galaktyka, Łódź 2010

Przed chwilą wyjrzałam przez okno do mojego małego ogródka, ponieważ usłyszałam głośne zadziorne ćwierkanie. Zobaczyłam dwa małe ptaszki; dziarski wróbel z głośnym ćwierkaniem podfruwał z gałązki wiśni na gałązkę, ścigając wymykającą mu się wróbliczkę. Ponieważ wiśnie właśnie przekwitają, więc w trakcie pościgu wśród gałązek wróble potrącając je zrzuciły chmurę białych płatków, która spłynęła na paprocie i niezapominajki rosnące pod drzewkami. Widok był tak czarujący, pełen piękna i wdzięku, że aż mi tchu zabrakło. Chłodny dzień, świeża zieleń paproci, czysty błękit niezapominajek i ta nieskalana chmura białych płatków. A wszystko podszyte żywym ptasim głosem, ich ruchem.
Przyłapałam się na tym, że ten niezwykły widok zatrzymał mnie na moment w Teraźniejszości. Chwila czystego Piękna, czystego Życia, Istnienia. Ale juz wkrótce przemknęła mi myśl – pobiec po aparat fotograficzny, może zdążę zrobić zdjęcie, może nakręcę filmik? Wróble będą igrać wśród gałązek, poruszą kwiecie, które spadnie w dół i ja to utrwalę na zawsze. Ponieważ obserwowałam tę myśl udało mi się zostać na miejscu i jeszcze przez chwilę nacieszyć ulotnym pięknem tej chwili. Wróble odleciały. Nie zdążyłabym przynieść aparatu. Udało mi się świadomie uwolnić od pragnienia utrwalenia chwili obecnej na zawsze. Jest to niemożliwe, nawet gdybym zdołała zrobić zdjęcie, nakręcić film i odtwarzać go potem. Nie byłaby to ta sama teraźniejsza chwila, lecz jej nikły odblask, cień. A czy krzątając się przy tym archiwizowaniu chwili, nie straciłabym sposobności bycia jednym z wróblami, płatkami kwiatów wiśni, paprociami, niezapominajkami? Byłabym jednym z czymś innym - z aparatem fotograficznym i chęcią zatrzymania życia na własność. Życie w swej istocie nie może być niczyją własnością, nie można go zatrzymać w kadrze.
Czy mówiąc to wszystko twierdzę, że nie powinniśmy robić zdjęć, filmów, pisać pamiętników etc? Nie, ale musimy być tak świadomi jak tylko zdołamy (chociaż czysta Świadomość jest pozbawiona wysiłku a słowo „zdołamy” zakłada podołanie czemuś więc wysiłek), musimy być świadomi teraźniejszości, w której jesteśmy. Udało mi się być przez chwilę w teraźniejszości kontemplując czyste piękno. Być może następnym razem podejmę decyzję próby uchwycenia odblasku piękna natury w postaci fotografii. Ze świadomością, że to piękno jest częścią mnie, czy jest utrwalone na zdjęciu czy też nie. Jednakże tylko w danej mi, obecnej chwili mogę odczuwać je w pełni. Wpatrywanie się w zdjęcie- choćby nie wiem jak intensywe, nie będzie tym samym. Ale może być treścią innej teraźniejszej chwili.
Żyjemy tylko w teraźniejszej, niewyobrażalnie krótkiej, bezczasowej chwili. Korzystajmy z niej w sposób właściwy i pełny. To znaczy jak? Zanurzając się w niej w pełni świadomie.

Napisałam ten tekst po obejrzeniu filmów z wykładów Eckharta Tolle.
Zachęcam wszystkich do zapoznania się z nimi.
Można znaleźć je na You Tube z polskim tłumaczeniem
Zdjęcie wykonałam kilka dni wcześniej, zanim Eckhart Tolle skierował moją uwagę na wagę bycia w pełni teraz.