Salve!

Witam Cię serdecznie i zapraszam do ponownych odwiedzin.

wtorek, 31 maja 2011

Zwierciadło

„Samowiedzy nie da się ująć w żadne definicje. Możesz pójść do psychologa lub do psychoterapeuty, aby dowiedzieć się czegoś o sobie, lecz nie będzie to samowiedza. Samowiedza rodzi się, gdy jesteśmy świadomi siebie w związkach z innymi, gdyż to one w każdej chwili ukazują, jacy jesteśmy. Związek z drugą osobą jest jak zwierciadło, w którym widzimy siebie takimi jakimi jesteśmy.”
Księga życia. Jiddu Krishnamurti. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2002

Gdy byłam nastolatką (dawno) jedną z moich ulubionych bohaterek literackich była Madzia Brzeska z „Emancypantek” Prusa. Jej „związki z innymi” skończyły się ucieczką do zakonu szarytek, gdzie dochodziła do równowagi psychicznej zaczytując się w „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis.
 
Jeśli ktos chce poczytać, jest w internecie:
http://kempis.prv.pl/
 

Jakaż więc była moja radość, gdy wujek dał mi w prezencie tę książkę, cudne wydanie z 1855 roku, w tłumaczeniu Tadeusza Matuszewicza.
Ja również, jak Madzia Brzeska zaczytywałam się w „O naśladowaniu”, co dla mnie – egzaltowanej nastolatki, jedynaczki spędzającej czas dość samotnie, mogło zakończyć się różnie.

Szczególnie utkwiło mi w pamięci zdanie, które zresztą było cytatem z Seneki (co jakoś wówczas nie rzuciło mi się w oczy, filozofów starożytnych odkryłam dużo później):
„...ile razy byłem między ludźmi, mniejszym wróciłem człowiekiem.”
Zdanie to wracało do mnie w życiu jak echo, gdy moje związki z innymi powodowały we mnie niepokój, cierpienie i niezadowolenie z siebie, poczucie winy.
Nie będę udawała, że wiem, co Seneka miał na myśli. Ja długo odczytywałam to tak: ludzie, związki z nimi umniejszają mnie, czyli „psują”, czynią gorszą.
Dopiero bardzo niedawno zaczęłam to rozumieć inaczej. Związki z innymi nie umniejszają mnie, tylko pokazują (jak w zwierciadle) prawdziwy obraz mnie – przeważnie jestem trochę (lub bardzo) „mniejsza” niż myślałam. Okazuje się wtedy, że zachowuję się bezmyślnie, egoistycznie, okrutnie, kieruję się zachłannością i strachem, „małością” właśnie. I nie chodzi tu o to, żeby się oceniać, osądzać, porównywać, akceptować lub odrzucać, lecz żeby obiektywnie widzieć siebie „w prawdzie”, obserwować „to co jest”, w teraźniejszości.
„Zdaje się, że dla większości ludzi jest to najtrudniejsze do zrobienia, a przecież jednocześnie stanowi początek drogi do samowiedzy. Jeżeli człowiek będzie w stanie zobaczyć siebie, to, jaki naprawdę jest, w niezwykłym zwierciadle relacji z innymi, które nie zniekształca obrazu, jeżeli będzie potrafił tak po prostu wpatrywać się w zwierciadło z uwagą i dostrzec to, co jest w danej chwili, jeśli uświadomi to sobie bez potępiania, szacowania i oceniania (...) wówczas odkryje, że umysł jest zdolny uwolnić się od wszystkich uwarunkowań.”
Księga życia. Jiddu Krishnamurti. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2002

Jeśli w kontakcie z drugim człowiekiem, w tym zwierciadle, zobaczysz nagle swoją „czarną, brudną twarz” (jak na zdjęciu ;) ) nie bądź zdziwiona, nie potępiaj siebie, nie biadol. Bądź wdzięczna za to i „obmyj” twarz. Gdybyś nie zobaczyła, nie mogłabyś tego zrobić. Zobaczyłaś, jesteś świadoma tego, więc możesz to uczynić.

2 komentarze:

Michał Gawenda pisze...

Jeśli jesteś świadomy swoich poczynań, będziesz wiedział kiedy robisz coś nie tak. Jeśli to zaakceptujesz będziesz mógł się uwolnić, zmienisz się.

Tabletkizeslow.blog.spot.pl pisze...

święte słowa, Julito :))